News
Tagi: relacja owf komentarz fatboy slim lipali Cypress Hill offspring orange warsaw festival
Relacja z drugiego dnia Orange Warsaw Festival!
Na wstępie zaspokoję ciekawość – tak, dach był zamknięty.
Drugiego dnia Orange Warsaw Festival, czyli 26 maja, pojawiły się trzy zespoły i DJ: Lipali, Cypress Hill, The Offspring i Fatboy Slim. Aż ciężko było uwierzyć, że aż tylu wspaniałych artystów pojawiło się podczas jednego dnia OWF.
Zacznijmy od organizacji, która była bardzo dobra: małe kolejki do wejścia i po piwo, dużo stoisk z kawą i napojami energetycznymi, ceny do zniesienia, niewielkie kolejki do toalet. Można było też kupić różne, hipsterskie dania (owoce w czekoladzie) jak i pospolite, tłuste (ale jakie pyszne!) frytki. A przy tym wszystkim miła obsługa. Było bardzo dużo ludzi, ale nie było czuć jakiegoś wielkiego, uciażliwego tłumu. Współczuć można jednak było ludziom w białych trampkach, w których przyszła 1/3 uczestników. Na terenie miasteczka festiwalowego było straszne błoto, ponieważ padało. Trzeba jednak dodać, że w kluczowych miejscach, czyli przy stoisku z piwem, były ułożone dodatkowe chodniki. Wąskie, ale zawsze.
Przejdźmy jednak do meritum – pierwszym zespołem występującym na scenie ORF był Lipali. Występ niezły, rockmani dali czadu. Podczas występu, który trwał od godziny 17.30, publiczność zdawała się dopiero powoli zbierać, ale pod samą sceną było jak zwykle tłoczno. Gdyby się do czegoś przyczepić to z pewnością do akustyki. Niosący się pogłos, tworzył jeden wielki krzyk.
Drugim zespołem jaki pojawił się na scenie o 19.00 był Cypress Hill. Charyzmatyczni muzycy dali naprawdę dobry koncert. Cały czas nawiązywali kontakt z publicznością. Prawdziwy chill out zakłócała jednak zła akustyka, która i na tym koncercie dawała się we znaki. Było ciężko zrozumieć choćby jedno słowo, śpiewane przez wokalistów Cypress Hill. Dodatkowo zadziwiała też ilość osób, która w ogóle się nie kryjąc, paliła pod sceną marihuanę. Niestety zabrakło wielkiego przeboju Cypress Hill, na który wszyscy czekali. Cóż to było za rozczarowanie, kiedy okazało się, że to już koniec, a nie było „What’s your name, what’s your number?”
The Offspring – to ten koncert zgromadził w niedzielę największą publiczność. Występ zaczął się punktualnie, czyli o godzinie 21.00. Pod osłoną nocy, scena wyglądał znacznie atrakcyjniej niż w dzień. Tutaj z akustyką było już lepiej. Zespół dał naprawdę dobry występ. Amerykańscy punkowcy postarali się, nawiązywali kontakt z publicznością i wykonali, wszystkie swoje największe hity. Kiedy na stadionie rozbrzmiało „Pretty fly” – tłum wpadł w szał, a każdy bez względu na wiek, krzyczał „aha, aha”.
Na koniec został Fatboy Slim. Osobiście uważam, że to był zdecydowanie najlepszy występ w ciągu całego OWF! Było po prostu idealnie, zabrzmiały stare hity Fatboy’a w nowych aranżacjach, miksował też wielkie przeboje, np. „Jump Around” od House of Pain. Była też Adele oraz hit house’owych muzyków, którzy wystąpili podczas pierwszego dnia imprezy, czyli „Where’s your Head At” od Basement Jaxx. Nie zabrakło również internetowego hitu "Harlem Shake" w aranżacji Fatboy Slima.Występ zaczął się również punktualnie, czyli o 23.00. Początek i zakończenie wielkiego setu DJ’skiego było również bardzo dobre i przemyślane. Na początek pojawił się kawałek „Right here, right now”, a na koniec zabrzmiało „Praise You”. Za wizualizacje i lasery - pięć z plusem.
Tym razem nie zawiodła tez akustyka, która podobno była ustawiona pod występ Brytyjczyka. Muzyka po prostu przenikała ciało i wbijała w ziemię, a sam Fatboy Slim? Wyglądał jakby się świetnie bawił.
Podsumowując – najbardziej zawiodła akustyka i pogoda. Publiczność jednak dopisała i wszyscy wykonawcy dali występy na naprawdę wysokim poziomie. No i wielki plus za punktualność. Kto często chodzi na koncerty wie, że 40-minutowa obsuwa to standard. Ogólnie - niech żałują ci, którzy nie byli.
Po koncertach była jeszcze możliwość imprezowania w miasteczku festiwalowym. Większość osób udała się jednak na długi marsz mostem Poniatowskiego do Ronda De Gaulle’a.
Foto: Karolina Szatkowska